ków, posiekanemi tarczami i hełmami; słyszał wycie wichru, szum i plusk spienionych fal siwego morza, odgłosy i zgiełk bitwy, krzyki zwycięzców i jęki niewolników; biły mu w oczy blaski od ognisk ofiarnych na cześć groźnego boga Odina i dochodziły pienia kapłanów w białych szatach, z wieńcami z lilij wodnych na rozwianych, srebrnych włosach.
Zasłuchana i zapatrzona Mali-San nie odrywała oczu od natchnionej, pałającej zachwytem smagłej twarzy Szweda.
Nieraz dnie całe schodziły im na marzeniach i wspomnieniach, które nosili we krwi, odziedziczonej po rycerskich przodkach.
— Skądżeś się wzięła taka? — pytał dziewczyny Larsen.
— Mój dziad w siódmem pokoleniu nosił na lewem ramieniu wytatuowany od kolebki okręt żaglowy — odpowiedziała.
— Co to znaczy?
— To znaczy, że był „dajmio“, księciem, panującym nad całym klanem. Mały to był klan! Skalista wyspa Risziri na północ od Hokkaido, na morzu, gdzie nawet podczas wiosny suną góry lodowe. Lecz dumny i odważny był ten dajmio. Zagony czynił pod brzegami Azji, zdobycz i jeńców przywoził, a w wojnach Daj-Nippon[1] był w pierwszych szeregach ze swymi zwinnemi
- ↑ Daj-Nippon — Japonja.