Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gentlemeni lubią zwykle pytać nas o to, — powiedziała zimnym tonem. — Dowiedzą się i zapomną za chwilę...
Larsen zarumienił się.
— Ma rację! — pomyślał. — Za pięć jenów każdy ma, prawdopodobnie, prawo zadawać takie pytania i zaglądać do duszy tej smutnej gejszy.
Czuł się zawstydzony i był na siebie zły.
Lecz Mali-San wstała i podeszła do niego. Położyła mu małą, wypieszczoną dłoń na ramieniu i, pochylając się do ucha, szepnęła.
— Widziałam, jak pan patrzył na morze i księżyc. Gentleman jest nie podobny do tych innych, którzy upijają się tu, śpiewają tak głośno i brzydko i starają się objąć nas i pocałować. Ja wiem, ja wiem, że gentleman jest inny!
Larsen zajrzał dziewczynie w oczy. Pozostały tajemnicze, a myśl i uczucia krył połysk, nadany przez naturę oczom wyłącznie azjatyckiej kobiety.
— Mali-San mówiła to samo wczoraj komu innemu? — zapytał.
— Gentleman pytał o moją duszę, a gdy dusza moja przemówiła, gentleman nie zrozumiał tego...
Larsen chciał na to odpowiedzieć, lecz weszła „Mamma-San“, a za nią wszystkie dziewczęta. Podano herbatę i nieodzowne we wszystkich