Przejdź do zawartości

Strona:F. Antoni Ossendowski - Szkarłatny kwiat kamelji.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na schyłku tegoż dnia Mikado kroczył spokojnie ulicami dzielnicy samurajskiej, i tu mu wskazano bardzo malowniczy ogród, ze stojącym w głębi dużym i wspaniałym domem Abiko.
— Proszę powiedzieć szlachetnemu samurajowi, że jego „koinaku“[1] czeka na niego na granicy jego posiadłości. Nazywam się Kasiwa-Tenna — oznajmił Mikado odźwiernemu i zaczął przechadzać się przed bramą.
Po chwili sługa powrócił i z niskiemi pokłonami wprowadził go do domu.
Wkrótce wyszedł samuraj i serdecznie powitał Tennę. Mikado, wchodząc, spostrzegł, że na stalugach dla broni wisiała szabla, w znak żałoby przewiązana białą wstęgą. Widział tę szablę dziś przed sobą i uśmiechnął się nieznacznie.
Gdy ceremonja powitalna była zakończona, Tenna zapytał:
— Nie zapomniałeś, synu, swojej przysięgi przyjaźni i wierności.
— Nie! — odpowiedział samuraj. — Ale dlaczego nazywasz mnie synem, przecież jestem starszy od ciebie.
— Jesteś moim synem, — ciągnął dalej Tenna — cały lud mój — to dzieci moje.

— Tak mówić może tylko boski Mikado, ojciec nasz! — zawołał Abiko.

  1. Przyjaciel.