Strona:F. Antoni Ossendowski - Puszcze polskie.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dom kalwaryjskim na szmelc. Wytrzebiono lipy, a z niemi razem majstrów od robienia „moczył“ — miękkiej kory lipowej do wiązadeł wszelakich. Tylko drwale przetrwali wszystko i wszystkich przeżyli: i łowców królewskich, i osoczników, i potażników z budnikami i węglarzami, i hutników, bartników, bursztyniarzy, i Moskali, i Niemców... Wytrwali, żywotni, potężni, jak sama puszcza! Dawniej „spuszczali“ drzewa i pod wodzą brakarza przerabiali je na starodawny towar: balk, piłowiec, płaszczak, straby, bierzma, kielbalki, legary, siestrzany, stępory i dziesiątki innych sztuk. Teraz znów „spuszczają“ drzewa i obciosują je na „slipry“ angielskie, pokłady kolejowe, słupy telegraficzne i kopalniaki, a maszyna przerabia drewno na papierówkę, dykty, forniery, posadzkę. Tempora mutantur! Krzyczy o tem brutalnie parowiec na jeziorach Augustowskich, motorówki turkotliwe, które.... bądźcobądź nie licują z ciszą kanału, jezior i malowniczą Czarną Hańczą, tak piękną koło Suwałk, a jeszcze piękniejszą tam, gdzie w pobliżu Kadysza wpada w nią Marycha, która w północnym swem korycie znaczy naszą granicę z Litwą. Dziwi się nowinkom wymyślnym Czarna Hańcza — ta rzeka puszczańska, co z źródeł jeziornych wpobliżu starego Przerośla się poczęła; gdy ją niepokoje nachodzą, zmarszczką fal pokryje się na chwilę niecierpliwa, lecz rychło wygładza swe ciemne tonie, w które zapada smuga błękitu nieba i sobowtórne życie nieustępliwej puszczy.