wiają nieraz wysokie krzyże, przystrojone ręcznikami. Za chatami ciągną się ogrody warzywne, a na ich końcu tkwią gumna.
Tuż za siołem — najczęściej na niewysokim pagórku lub piasczystej grzędzie, uwieńczonej jednem lub kilkoma drzewami, widnieje zapuszczony, ponury cmentarz, — bezładne zbiorowisko wysokich, cienkich, bezimiennych, zawsze poprzechylanych krzyży.
Na mogiłach Poleszucy kładą nieraz wydrążone wewnątrz kloce sosnowe lub stawiają wydłużone chatki drewniane, „naruby“, a w nich spostrzec można składane ofiary, naprzykład — w rocznicę śmierci, w dzień „dziadów“ lub na Wielkanoc. Podług starych bowiem wierzeń, w „narubach“ prawie stale przebywają cienie zmarłych, szczególnie zaś w dni „pominek“ — zaduszek.
Wojna 1914 — 18-go roku, rewolucja w Rosji i czasy nowsze tak gruntownie przetasowały ludzi, przerzucając ich z miejsca na miejsce, że nawet zacofanego Poleszuka, potomka Drewlan, zruszyły z odwiecznej jego siedziby. Jeden z nich widział Marsylję i Paryż, drugi Nowy York lub płomienne Rio, inni docierali do Persji i Pacyfiku nic więc dziwnego, że wraz ze straszliwemi, nieznanemi tu chorobami przynieśli oni do swych wsi i chat nowe też powiewy.
Strona:F. Antoni Ossendowski - Polesie.djvu/120
Wygląd
Ta strona została skorygowana.