Strona:F. Antoni Ossendowski - Pod smaganiem samumu.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i śpiewał cichym głosem rzewne, proste pieśni miłosne, lub, schyliwszy się nad stołem na długim zwitku papirusu zapisywał nowe wiersze zaczętego, a nieskończonego poematu, pod tytułem „Vanitas vitae“[1].
Wtedy nikt z tych, kto widywał wszechmocnego pretorjanina przed szeregami legjonów, w sądzie lub w teatrze, nie poznałby go. Wielkie znużenie i tęsknota malowały się na tej twarzy, a przejrzyste, nieznające litości oczy przysłaniała mgła smutku, rozchylone usta drgały, jak gdyby wstrzymywały zdławione łkanie, ciężkie westchnienia podnosiły pierś.
Już cały rok rządził krajem Marek Emiljusz, gdy nagle wpadł do miasta goniec, wysłany przez komendanta rzymskiej załogi miasta Auzia, z doniesieniem, że okoliczne szczepy, na skutek namowy Tuchurta, potomka jakiegoś wychodźcy z punickiej Kartaginy, oblegają miasto. Komendant pisał, że powstańcy przecięli wszystkie kanały i drogi i że Auzia nie będzie mogła bronić się dłużej nad osiem dni.
W godzinę później Marek na czele swoich wojsk wychodził już z miasta, spoglądając w stronę Lambez, skąd miała wystąpić druga kolumna, pod dowództwem pretora Serviljusza Regula.
Szybkim marszem, dając tylko pięć godzin wypoczynku swoim żołnierzom, pretorjanin na czas zdążył przyjść z odsieczą oblężonemu miastu. Jednak przeciwnik w ciągu dwóch dni stawiał opór i dopiero wtedy, gdy rzymski wódz skierował szarżę ciężkiej jazdy, Berberowie cofać się zaczęli w nieładzie, rozpraszając się na wszystkie strony na swoich rączych koniach. Rozpoczął się pościg. Na równinie odbywały się naraz setki pojedynków, gdy rzymski żołnierz — mieszkaniec Italji, Grecji, Galji lub Iberji — spotykał się z dzikim Berberem, a spotkanie to było ostatniem dla jednego lub drugiego.

Marek stał na wzgórzu i pałającemi oczyma przyglądał się temu widowisku, ściskając drobne pięści

  1. Próżność życia.