Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Manon spotykała się z Joem i Hansem w parku i przynosiła wieści o Alfredzie. Leżał w łóżku, a lekarz codziennie odwiedzał chorego chłopca.
Borys też nigdzie się nie pokazywał i dopiero po tygodniu Joe opowiedział, że spotkał go, wychodzącego od dentysty.
— Od knock-out’a nieraz łamią się zęby, — objaśniał. — Alfred uderzył go z całej siły zdoł— u w podbródek. Był to straszny, decydujący cios! All right!
Nareszcie Borys się zjawił, trochę zmieszany, lecz ukrywający zawstydzenie niezwykłą pewnością siebie i krzykliwemi przechwałkami.
— Będzie mnie pamiętał ten wisielec! — wołał. — Ojciec mój już się dowiedział, że Alfred jest ciężko chory. Dostał ataku nerwowego! Cha, cha, cha! Co za mężczyzna! Nosi się z sobą, jak baba!
Towarzysze w milczeniu i zakłopotaniu przyglądali się mówiącemu.
Nagle twarzyczka Manon spłonęła rumieńcem. Mrużąc pałające oczy, zbliżyła się do Borysa i zaczęła oglądać bluzkę na jego piersi.
— Zdaje mi się, że nie zeszedł jeszcze ślad stopy Alfreda, gdy zwalczywszy ciebie, postawił ci na piersi nogę?
— Niemądra jesteś! — żachnął się Borys. — Są to niesmaczne żarty! Wiem, że wy wszyscy jesteście po jego stronie. Nie znacie Polaków. Są to buntownicy...
— O! — skrzywił usta Joe i zapytał: — A dlaczego masz teraz aż trzy złote zęby?
Borys zacisnął wargi i odpowiedział syczącym głosem:
— Wybił mi ten... wisielec!
Well! — mruknął Joe. — To widzę, że nie był on „babą“...
— Podstępnie uderzył mnie! — bronił się Borys.
No! — energicznie zaprzeczył Anglik. — Uważnie śledziłem przebieg walki. Wszystko było all right! Mówisz nieprawdę!...
— Milcz ty, angielska małpo! — wrzasnął Borys.
Joe w jednej chwili zerwał z siebie kurteczkę i stanął w pozycji.