Strona:F. Antoni Ossendowski - Pięć minut do północy.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zumiał i zgodził się z nim, ponownie podnosił ramiona i rzucał zimnym tonem swe ulubione „o!“
Manon instynktem rozumiała charaktery swoich przyjaciół i, opowiadając rodzicom o chłopakach, formułowała je w ten sposób:
— Do Borysa nie poszłabym nigdy po żadną przysługę, gdyż, uczyniwszy dla mnie wszystko, co może, pamiętałby o tem, chwaliłby się lub wypominał mi to. Joe dałby mi dobrą, mądrą radę. O, mamusiu, on jest synem lorda i bardzo rozumnym chłopcem, bardzo! Jednak, wiem, że on każdemu dałby mądrą radę, tym samym głosem, z jednakową miną i spokojnie patrząc, jak gdyby nic go to nie obchodziło! To mnie gniewa! Ja chcę, żeby rada była wyłącznie dla mnie, żebym wiedziała, iż tylko Manon obchodzi go w tej chwili! Zato Hans! Ten toby zapalił się odrazu, myślałby tylko o mnie, radziłby mi i chciałby pomóc nietylko słowami, lecz czynem!
— Co to za Hans, córeczko? — pytała pani de Chevalier, matka Manon.
— Hans von Essen, syn admirała! — zawołała dziewczynka. — Admirała, który przed sześciu laty wojował z Chińczykami. Bardzo porywająco opowiadał mi o tem Hans! Było to w Kiao-Czao. Hans przynosił nam mapę i pokazywał to miejsce. Daleko stąd, bardzo daleko!
Boche! Niemiec! — zawołała pani de Chevalier.
— Niemiec... — ze smutkiem w głosie powtórzyła dziewczynka.
— Strzeż się tego chłopca! — rzekła matka. — Niemcy — to barbarzyńcy, ludzie niepewni, wrogowie Francji.
— Hans — miły i ja jestem go pewna! Bardzo go lubię! On ma mocne muskuły, rzuca dyskiem, jest pierwszym w swojej klasie, jako biegacz, na pamięć umie długie, piękne wiersze! — broniła przyjaciela zarumieniona i podniecona Manon.
— Co za zachwyty! — zaśmiała się ubawiona pani de Chevalier. — Zresztą dobrze, że przebywasz z tymi cudzoziemcami. Są oni z dobrych rodzin...