Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

już śmierci niechybnej wyrwałem, wy nie chcieliście być ze mną? Nie w smak ja wam? A, może wróg mój podburzył was przeciwko mnie? Jak o tem myślisz, wasza wysokość?
Zbliżył się do stołu, stanął naprzeciwko Dymitra i wpatrywał się w jego pochyloną głowę.
— Nie o tobie mówię... — mruknął wreszcie pojednawczo, — bo ty kochasz cara i carycę, opiekunów moich, dobrodziejów i druhów, za których zdrowie i szczęśliwe panowanie gorąco modlę się do Najwyższego...
Podniósł ręce i nagle krzyknął donośnie:
— Niech żyje nasz ojciec — car!
Wszyscy wyprostowali się, wstał i wielki książę. Zebrani powtórzyli okrzyk.
— N-no, dobrze! — zaśmiał się Rasputin. — Dajcie wina!... Będę pił za zdrowie wasze i mego druha wielkiego księcia Dymitra!
Usiadł i rozpiął czarny surdut, podobny do sutanny. Z pod ciemnej tkaniny ukazała się niebieska, jedwabna, suto haftowana koszula i kity czarnego pasa. Pił szampan szklankę po szklance. Po chwili rozparł się i krzyknął, uderzając pięścią w stół:
— Cyganie! Śpiewać: „Hej, jamszczyk, nie goni łoszadiej![1]

Oparł głowę na złożonych na stole rękach, aż włosy na twarz mu opadły, i słuchał, chociaż Nesserowi wciąż się wydawało, że przez wytłuszczone czarne kosmyki, błyskają nieuchwytne, niezgłębione źrenice półmnicha, półczarownika. Widocznie i inni myśleli to samo, bo siedzieli i stali nieruchomi, milczący, w ciężkiem naprężeniu, oczu nie spuszczając

  1. Pieśń nadwołżańska „Hej woźnico, nie poganiaj koni!“