Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Hej, Nastieńka! Hej, umiłowana! — rozlegały się nieprzytomne, pełne namiętnego zewu krzyki cyganów.
— Hej, Nastieńka! Nastieńka! Hej!... — wtórowali oficerowie, tupiąc nogami, gwiżdżąc i dzwoniąc w szkło.
Nagle umilkło wszystko i wszystko zamarło. Oto sędziwy Sziszkin z rozmiotaną brodą znieruchomiał z podniesioną nad głową gitarą; skamienieli z wczepionemi w struny palcami cyganie; wyprężona, niby ekstatyczna kapłanka, Nastieńka zastygła, jakgdyby stężała w ostatnim ekstatycznym niemal porywie tanecznym.
Pieśń i taniec były skończone.
— Nastieńka! Nastieńka! — ryczeli oficerowie, zachwyceni i podbudzeni.
Jeden z nich cisnął w stronę chóru garść złotych monet, inny — banknot 500-rublowy; jakiś porucznik kawalergardów krzyknął:
— Sziszkin, jesteś wielkim artystą! Ja się znam na tem, ja... Borys Suzdalcew...
Zerwał się ze swego miejsca i z zamachem cisnął na podłogę złotą papierośnicę. Młody cygan pochwycił ją drapieżnym ruchem i oddał Sziszkinowi. Starzec kłaniał się nisko, uśmiechając się oczami i głaszcząc siwą brodę. Lokaje roznosili puhary z szampanem.
— Niech żyje Sziszkin! — wołano dokoła.
Stary cygan błyskał oczami i pił wino, robiąc małe, jakgdyby ostrożne łyki.
Po chwili chór ustawił się w dawnym porządku. Grano i śpiewano starą pieśń cygańską, w której słodycz miłości i zgroza zbrodni przeplatały się na-