Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ten stary błazen był cywilizowany, a patrzcie — kozacka kula zniszczy go wraz z jego cywilizacją!
Rozległy się nowe strzały. Ze złoconych ram zwisały strzępy portretu. Pijanemu oficerowi kark nabrzmiał krwią, poruszały się mięśnie nad szczękami, a w lewem uchu drżał kolczyk, ze srebrnego pieniążka zrobiony, — zwykły talizman kozacki.
— Cywilizacja! — wrzasnął i wyrzucił cały potok ohydnych, zgniłych wyzwisk.
Z kredensu dobiegały krzyki, trzask wyłamywanych drzwi, brzęk butelek i poryki śmiechu.
— Francuzi należą do misji wojskowej, — rzekł młody człowiek z naciskiem, ponuro patrząc na kozaków. — Przybyli oni do generała Brusiłowa z Piotrogrodu.
Stary pułkownik, chudy, o ogolonej brodzie i długich, siwych wąsach wyczuł ukrytą w tych słowach pogróżkę, bo gniewnie spojrzał na pijanego oficera i krzyknął:
— Baczność! Stepanenko, schowaj rewolwer! Wyrzucić tę pijaną mordę za drzwi! Żywo!
Kilku oficerów natychmiast skoczyło do kolegi i wywlokło go z pokoju.
Polak donośnym głosem dawał wyjaśnienia gościom.
— Ten portret, zniszczony przez pana oficera, był malowany w XVI-ym wieku przez włoskiego malarza Allori, tamten wyszedł z pod pendzla Bartolomeo Manfredi. Ta szafa wywieziona została w XVII-ym wieku z Wenecji i przechowała przez trzysta prawie lat wszystkie swoje szyby, lecz teraz...
— Hm! — mruknął pułkownik. — To ten pijak Stepanenko... On zawsze taki, gdy się urżnie...