Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nesser jednak chciał dowiedzieć się wszystkiego, więc pytał przez zaciśnięte zęby:
— Dostałem trzy odłamki granatu? Co się ze mną teraz dzieje?
Szarytka położyła mu dłoń na czole i odpowiedziała:
— Dwa wyjęto w naszym szpitalu. Gdy pan nabierze trochę sił, odstawimy pana na operację do Paryża. Tymczasem trzeba leżeć cicho, nie ruszać się i nie mówić... Inaczej krwotok może się powtórzyć...
To mówiąc, wsunęła mu pod język termometr, i, zręcznie poprawiwszy koc, odeszła. Gdy powróciła, Nesser nic już nie mówił. Patrzył na szarytkę nieprzytomnemi oczyma i oddychał ciężko, ze świstem. Spojrzała na termometr i zacisnęła cienkie wargi. Ranny miał gorączkę, a na szkle przyrządu widniały ślady krwawej piany. Dreszcze wstrząsały chorym, płonęła mu twarz, a zęby szczękały głośno, wydając cienki, przenikliwy zgrzyt. Nesser nie spostrzegł nawet, jak ogarnął go nużący bezwład, a potem runął w przepaść niezgłębioną, czując, że mknie z coraz zawrotniejszą szybkością wpośród mroku, przecinanego świetlnemi, natychmiast gasnącemi zygzakami.
— Reflektory... — Manon de Chevalier... — myślał, lecz myśl była dziwnie leniwa i nie budziła żadnego więcej echa w duszy.
Chwilami ranny wpadał w dziwny stan. Wtedy odzywały się w nim dawne wzruszenia. Przychodziły one samowolnie, zupełnie tak, jakgdyby wiatr przerzucał ilustrowane stronice otwartej książki. Przeróżne obrazy przewijały się wtedy przed jego wzrokiem,