Tłumy żołnierzy i oficerów przesuwały się chyłkiem w rowie, aby uścisnąć dłoń nieznajomego, objąć go, wypowiedzieć słowa proste, lecz gorące i mocne. Oficerowie z trudem przywrócili porządek i odprowadzili korespondenta do blokhauzu, gdzie mieściła się główna komenda całego odcinka. Generał, wysłuchawszy raportu kapitana, mocno potrząsnął rękę Nessera i zawołał:
— To — prawdziwe bohaterstwo! Szedł pan na niechybną śmierć, ratując żołnierza! Wyrażam mój zachwyt i szacunek dla pana! Jakiej nagrody życzyłby pan sobie za swój czyn szlachetny?
Nesser długo milczał. Gdzieś w mózgu powoli rozprężały się niewidzialne nici, słabły i zanikały nagle przebudzone, z tajemniczego świata wewnętrznego wyłaniające się, potężne zmysły. Serce żywiej bić zaczęło, wygładzały się rysy zastygłej, skupionej twarzy... W tej chwili jakiegoś przebudzenia przypomniał sobie nagle zdanie z listu Gramaud’a:
— Zdaje mi się, że mógłbyś odwiedzić nas, a może i — pozostać z nami...
Uśmiechnął się radośnie i, uchylając kapelusza, odpowiedział:
— Prosiłbym, panie generale, o zapisanie mnie, jako ochotnika-szeregowca, do 8-ej kompanji 101 pułku piechoty!
Zdumienie odebrało wszystkim głos.
Wreszcie generał, ochłonąwszy ze zdziwienia, rzekł:
— Skieruję o tem raport do naczelnego dowództwa i jaknajchętniej podtrzymam prośbę pana... Z pewnością ma pan przyjaciół w tej kompanji?
— A jakże! — zawołał radosnym głosem Nesser. — Najlepszego znawcę sanskrytu, przerażająco u-
Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/200
Wygląd
Ta strona została przepisana.