Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szcie 16-go czerwca ruszyły francuskie wojska do nowego ataku. Trudne to było zadanie, gdyż przeciwnik przerzucił potężne rezerwy i tem wstrzymał szalone ataki Francuzów i Anglików. Zdobyto zaledwie wąskie pasmo ziemi.
Nesser przedostał się na obserwacyjny punkt w Ablain St. Nazaire. Na północy widział dymiące się i bluzgające ogniem okopy na wzgórzu Notre-Dame-de-Lorette, a wprost przed sobą — ruiny Souchez. Szeregi francuskie, rozsypane w tyraljerkę, przebiegały tam w dymie i kurzawie. Nagle z transz niemieckich wynurzyło się kilka bataljonów, idących do kontr-ataku. Po zaciekłej walce na bagnety francuscy strzelcy cofać się zaczęli. Ledwie drgnęły atakujące kolumny, — z okopów, zajętych przez Francuzów, wyplusnęły większe i mniejsze grupy szaro-niebieskich sylwetek. Nie było już wątpliwości, że transze te zostaną zgubione.
— To 150-ty pułk opuszcza pierwszą linję! — wykrzyknął major-obserwator.
Jakgdyby odpowiadając mu, od Notre-Dame-de-Lorette zagrały trąbki sygnałowe, a szczupły oddziałek piechoty biegiem rzucił się do kontr-ataku. Nesser odrazu poznał te ruchy porywcze i silne.
La Pologne toujours vivante! — szepnął.
Polacy zaatakowali opuszczone przez Francuzów rowy na cmentarzu Souchez i zwarli się z Niemcami. Tymczasem cofającą się piechotę zatrzymano i rzucono im na pomoc. Z okopów nikt już nie powracał, lecz po chwili zjawiły się nad parapetem dwie płachty — jedna trójkolorowa ze złotemi wstęgami i druga — cała z łachmanach i strzępach, — szkarłatna z białą plamą w środku...