Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

granatami płaszczyzna co chwila okrywała się dymem i słupami wyrzucanej ziemi. Z czarnych oparów i z obłoków kurzu wylatywały w powietrze poszarpane strzępy zabitych i rannych, kamienie i krzaki wina. Niemcy wiedzieli o wysłaniu Francuzom nowych posiłków, odcinali więc okopy od tyłów. Baterje francuskie niezwłocznie odpowiadać zaczęły, posyłając pociski na okopy i obserwacyjne punkty nieprzyjaciela, skąd sączyły potężne smugi świateł elektryczne projektory. Skrwawiona, usiana ciałami równina opustoszała. Tylko nawoływania rozpaczliwe, jęki żałosne, ścinający krew charkot i ponure wycie zwierzęce przedzierały się poprzez rozdygotany, rozpasany, jazgotliwy chaos wybuchów.
— Sanitarjusze na pole! — rozległa się komenda. — Zbierać rannych!
Kilku ludzi z opaskami na rękawach rzuciło się naprzód, lecz żądło świetlne natychmiast ich namacało, a szrapnel zawył i rozprysnął się nad ich głowami. Dwóch padło, inni pierzchli w popłochu. Nesser śledził przebieg nieoczekiwanej bitwy, stojąc w betonowem schronisku sztabu.
— Do djabła! — zaklął jeden z oficerów. — Jeżeli nie uniesiemy rannych — poumierają bez pomocy...
Porwał słuchawkę telefonu, lecz opuścił ją nagle i, ściskając korespondenta za ramię, szeptał w jakiemś przerażeniu:
— Patrz pan, patrz...
Nesser wyjrzał i drgnął.
Samotna sanitarjuszka w białym fartuchu i czepku szła przez pole, dźwigając torbę z materjałem opatrunkowym. Sunęła, jak białe widmo, w smudze elektrycznego światła; ruchy miała powolne, ocię-