Strona:F. Antoni Ossendowski - Ogień wykrzesany.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W okopach wytworzył się z biegiem czasu odrębny typ człowieka. Był to człowiek-wykonawca, zupełnie posłuszne narzędzie w rękach dowódców, — narzędzie myślące, pojmujące sytuację i dążące do zmiany jej i wykorzystania. Dla tego celu należało oddać wszystko, nawet życie. Poza tem nie pozostawało nic, o czem warto byłoby myśleć. Odkładano to „na później“, chociaż nieokreślony termin mógł zaginąć w mrokach wieczności i niebytu. Zniknęły różnice socjalne, umilkły spory zasadnicze. Oficer — dawny robotnik — mówił do swoich żołnierzy prawników, malarzy, profesorów — „dzieci“, a sierżant — hrabia klął, jak palacz przy kotłach, i ciągnął porcję alkoholu z manierki wczorajszego kamlota — wygi bulwarowego, najistotniejszego przedstawiciela „lumpenproletarjatu“. Troska, wszelkie niepokoje i nurtujące duszę myśli prysnęły oddawna. Marzono tylko o odparciu „boszów“ i o gorącej zupie, śmiano się ze „świni niemieckiej“ — ciężkiego pocisku, gdy niefortunnie plusnął do pobliskiej kałuży, syknął i nie wybuchnął; nadawano huczne, rzewne lub figlarne nazwy norom, gdzie się tłoczyli ludziska podczas pojedynku artylerji: „Triomphe de Paris“, „Biała izdebka Lizety“, „Depôt du cacao“. Nikt nie mógłby zauważyć żadnych starć pomiędzy ludźmi — kretami, żyjącemi pod ziemią. Panowało tu jakieś porozumienie bez słów, zawieszenie broni na czas wspólnych cierpień i trudów, a nawet jakaś żywiołowa wesołość skazańców, żarty surowe, lecz szczere. O tych, których dosięgła kula niemiecka, lub odłamek „świni“, nie wspominano. Mówiono, że wyjechał na „urlop wieczysty“ i — koniec! Cóż więcej można byłoby powiedzieć o czło-