Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał ziemi nad samą rzeką pod borem. Ma zamiar budować tam drugi dom. Bogacze, najbogatsi chłopi w całym powiecie!
Halina, przypomniawszy sobie ostrzeżenia ojca Bazylego, zapytała:
— Czyżbym nie mogła znaleźć dla siebie pokoju w innym domu? Nie bardzo mi się uśmiecha przebywanie z Lipskimi po tem, co o nich usłyszałam!
Pop wzruszył ramionami i rozłożył ręce.
— Zupełnie pani wierzę! — szepnął. — Jednak sytuacja jest bez wyjścia. Nikt tu nie odnajmie pani izby, zresztą niema w całej wsi wolnego pomieszczenia. Nędza, brudy, ciasnota! Wkrótce sama pani się o tem przekona.
Halina westchnęła cicho, lecz z rezygnacją.
Wyszli wkrótce na nieduży placyk przed cerkwią.
Halina stanęła przed długą, starą szopą. Nad ganeczkiem wisiał blaszany, zardzewiały szyld z napisem „Szkoła“. Nie wątpiła, że ten niepociągający, obszarpany i zniszczony budynek mieścił tu niegdyś szkołę rosyjską.
Zapytany o to ojciec Bazyli potwierdził jej przypuszczenia i objaśnił ją, że była to niegdyś szkółka cerkiewno-parafjalna.
Wyszli wkrótce na brzeg rzeki.
Na wąskim, piaszczystym zdziarze tuż pod stromem urwiskiem, leżały wyciągnięte z wody czółna, inne — lekko się kołysały na rzece, uwiązane do wbitych w dno pali. Pop tłumaczył nauczy-