Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miał wypukłą pierś, szerokie ramiona. Gdy ośmieliła się przyjrzeć mu uważniej — spostrzegła dumnie osadzoną małą głowę nieznajomego, rozmarzoną twarz o orlim nosie, i zatrzymała wzrok na niepasujących do atletycznej postaci młodzieńca ustach prawie niewieścich, bez znamion siły i woli.
Stał przed nią, wpierając w posadzkę muskularne nogi, i wpatrywał się w jej oczy jak zaklęty.
Sięgnął wreszcie do kieszeni fraka, wyjął pugilares i, położywszy na tacy banknot, wyciągnął drżącą rękę po bilet.
Palce Haliny musnęły dłoń nieznajomego.
Opuściła oczy, zarumieniona i strwożona bezwiednie.
Gdy usiadła i podniosła wzrok, młodzieńca już nie było przy stoliku.
Odnalazła go po chwili, bo zatrzymał się przy wejściu na salę i, oparty o framugę drzwi, palił papierosa, nie spuszczając z niej wzroku.
Mimo, że dzieliła ich znaczna przestrzeń, widziała wyraźnie gorejące źrenice jego, rozdęte nozdrza, wzruszoną twarz i sztywny gors, podnoszony gwałtownym, urywanym co chwila oddechem.
Patrzyli na siebie, nie mogąc oderwać oczu, związani, niby liną stalową, prężną i ciągnącą ich ku sobie z nieprzepartą siłą.
Wszystkie myśli, obawy, zrozumiałe zmieszanie