Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bogarodzica ma w swej opiece! Spieszyć się będę z powrotem, aż się kurzyć za mną będzie! Ani kroku nie zrobię, ani ręką nie ruszę, nie pomyślawszy przedtem o was, panienko!
Jeszcze raz pocałował jej dłoń i, powstawszy z ławy, patrzał na Halinę ze wzruszeniem i oddaniem.
Znalazłszy się w swoim pokoju, usiadła przy stoliku, gdzie leżał niedokończony list do matki, i zamyśliła się nad dziwnemi, przez nikogo niewytłumaczonemi nićmi, łączącemi ludzi pomiędzy sobą.
W tej chwili czuła wyraźnie, że myśli Konstantego zgromadziły się dokoła niej i odpowiadają jej myślom bez wysiłku. Zdawało jej się nawet, że sama też rozumie zamiary jego i obawy o nią.
— Przyrzekłam mu! — przypomniała sobie i zaraz zmarszczyła wargi z niesmakiem, uświadomiwszy sobie, że dobrowolnie pozwoliła młodemu Lipskiemu przekroczyć granicę poufałości, surowo przez nią bronioną, a przez niego ściśle przestrzeganą.
Pisząc list, słyszała za ścianą kroki Konstantego, potem szczęk podków i skrzypienie płozów na ulicy, czyjeś przyciszone głosy i po chwili — tupot ruszających z miejsca koni.
Cisza zaległa dom Grzegorza Lipskiego.
Zdziwiło Halinę, że ani ojciec ani siostry nie odprowadzały odjeżdżającego.
Domyśliła się jednak, że uczynili tak umyślnie, aby móc powiedzieć, że nic o wyjeździe Konstan-