Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lampą naftową Halina opowiadała zgromadzonym tu Poleszukom sławne dzieje Polski.
Jeden z przybyłych — mały, brzydki, o zezowatych oczach, ujrzawszy piękną panienkę, podbiegł do niej i, chyląc się w przesadnym ukłonie, zawołał patetycznie:
— Nie trzeba mówić, że widzę przed sobą „cudo poleskie“, najpiękniejszą wśród niewiast świata, przemądrą pannę Halinę Olmieńską! Przed paru miesiącami spotkał mnie gorzki zawód! Przyjechałem tu z paczką druhów, na Rudym Brodku pukaliśmy sobie do kaczuszek, a w sercu żywiliśmy płomienną nadzieję ujrzenia rajskiego ptaszka, nadobną pannę Halinę, o której fama głosi, że...
Umilkł, spostrzegłszy surowe, pytające spojrzenie nauczycielki. Wyprostowała się, podniosła głowę i patrzyła wzrokiem, w którym obok pytania szkliła się utajona obawa, wstręt i niespokojne przeczucie zbliżającego się niebezpieczeństwa.
Zezowaty pan znowu się skłonił przed nią i przedstawił się:
— Stanisław Baski, przemysłowiec... a ten tu dżentelmen — to mój przyjaciel inżynier Lusowiecki... Jedziemy do państwa Kulwertów na polowanko... liszki postrzelać i wilczkom skóreczkę ołowiem pokropić...
Inżynier przyjrzał się panience uważnie i skłonił się w milczeniu.
Halina złożyła książki i kajety, pochowała ołówki do szuflady i odpowiedziała:
— Jestem kierowniczką szkoły ludowej. Nazwi-