Przejdź do zawartości

Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Narazie nie miała jednak żalu do niego, nie rozpaczała nawet i nie żałowała chwili swej słabości i zapomnienia.
Przeżycia jej były tak głębokie i pochłaniające, że przeistoczyły się w całkowite ukojenie, w zrozumienie wykonania nieuniknionego przeznaczenia. W upadku swoim widziała zawarty w nim nakaz bezwzlędnego prawa, któremu podległa biernie i całkowicie.
Z biegiem czasu przyszła wszakże do przekonania, że to, co przeżyła i odczuła z tym „miłym, lekkomyślnym przechodniem”, było grzeszne i niegodne posiadającego wolę człowieka.
Jednocześnie grzech ten, popełniony w dziwnych, niewytłumaczonych okolicznościach, napełniał ją chwilami świadomością szczęścia, w którem była moc, duma i zuchwałość.
Halina przeczuwała, że to szczęście tak krótkie w czasie powstania, ale trwałe i potężne we wspomnieniach będzie musiało starczyć jej aż do śmierci, gdyż w sposób tajemniczy osiągnęła ona szczyt tego, co pochłonęło ją bez reszty. Oddając się bowiem Zdzisławowi, oddała mu duszę swoją, nie pytając go o to, czy potrzebuje jej, jak pielgrzymi nie pytają się o to bóstwa, składając na ołtarzu jego ofiary i wota pobożne.
Po pewnym czasie jednak zrozumiała, że jej oddanie się Zdzisławowi w życiu jego było tylko ślepym, dziwacznym przypadkiem i wesołą przygodą i, że później — stało mu się natychmiast obojętne.