Strona:F. Antoni Ossendowski - Nauczycielka.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Et — tam przyjemnie! — smutnym głosem przeciągnął Ostap. — Taka przyjaźń, to albo za kratkami się skończy, albo wprost do dołu mogilnego zaprowadzi...
— Co wy mówicie? — przeraziła się Halina.
Ramult dopił herbatę i postawił kubek dnem do góry, zaznaczając tem, że więcej pić nie będzie, oparł łokcie na kolanach i półgłosem opowiadał:
— Jak na spowiedzi wyznaję przed panienką! Nikomu o tem mówić nie wolno, bo inaczej — komuś sądzona będzie śmierć!... Słuchajcie zatem i rozważcie wszystko rozumem, a potem poradźcie i dopomóżcie!
Złożył zgrabiałe, czarne ręce i głową kiwnął kilka razy, jakgdyby o coś błagając...
— W Harasymowiczach przed samą rewolucją żył brat Grzegorza Lipskiego, Fedor. W drugim roku wojny przyjechał tu z Ameryki. Pracował tam dwadzieścia lat i powrócił z dużym kapitałem w dolarach... Stary już był, za pięćdziesiątkę mu przewaliło, więc do wojska nie wzięli go i żył u brata spokojnie. Wtedy to Grzegorz za jego dolary ten dom wystawił, lasu i pola dokupił wielki szmat... Gdy przyszli tu bolszewicy, to wmig się do Fedora dobrali... „Oddawaj dolary — powiadają mu — jeżeli nie chcesz, żebyśmy tobie — burżujowi skórę zdzierać zaczęli!“ Twardy był człowiek ten Fedor. Nie powiedział ani słowa. Wtedy męczyć go poczęli, ale on nie pisnął nawet, chociaż go komisarz Piotruk ogniem palił. Umierając już, zaklął Fedor strasznie i wyrzęził: „Choć