Strona:F. Antoni Ossendowski - Najwyższy lot.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kownik Wołodyjowski i przyjaciel jego, Skrzetuski. Lecz byli mali jeszcze, o wiele mniejsi niż „mały pułkownik“, byliby zawadą w pochodzie, a co najważniejsze, nie przyszedł jeszcze wtedy na nich czas.
Przyszedł trochę później, wtedy, gdy najeźdźca moskiewski, walczący przeciwko Bogu i całej cywilizacji, ruszył na zachód i wtargnął w granice nieprzygotowanej do wojny Polski.
Wtedy rozległy się śmiałe, płomienne i szlachetne głosy Piłsudskiego i Hallera, wtedy to sypnęli się potomkowie starej, bitnej szlachty, wiarusów z czasów dawnych wojen i powstań, sypnęli się ci, co przechowali jeszcze pamiątkowe kosy kościuszkowskie, pod chorągwie garnęli się ci, którzy pamiętali słowa i przepowiednie Kilińskiego — i wtedy to armja polska, jeszcze bardzo młoda i niedoświadczona, rosła z dnia na dzień.
Żołnierzy było poddostatkiem, oficerów brakowało.
Bo powstających pułków zaczęto posyłać kadetów na instruktorów.
Wśród nich był i Janek Bogusiński z kolegami modlińskimi. Przydzielono go do 3-go pułku piechoty legjonów, złożonego ze starych legjonistów,