Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przez całą noc ludzie moi zmieniali się, trzymając wartę przy przewodniku. A była to straszna noc. Wicher szalał, odrywał lawiny śnieżne ze szczytów skał, a one porywały z sobą duże kamienie, z łoskotem padające w przepaść lub z hukiem toczące się i łamiące drzewa na spadkach gór. Śnieg padał gęściej i gęściej, mróz tężał.
Zasnąłem nad ranem. Spałem, być może, parę minut, bo fajka, którą paliłem, chociaż zgasła, nie zdążyła się jeszcze oziębić ostatecznie. Przed zaśnięciem leżałem i uporczywie myślałem nad tem, w jaki sposób przebrniemy przez te niegościnne góry i co nas czeka na ich szczytach. W ciągu chwilowego snu miałem wyraźną wizję proroczą... Oto leży przede mną olbrzymia śnieżna płaszczyzna, a na niej, zanoszony śniegiem, pełznie wąż jeźdźców. Poznałem parę z naszych koni i kilku swoich ludzi. Naraz coś zabłysło przez śnieg. To było słońce! I odrazu ustała zamieć i zobaczyłem swoich ludzi, którzy, zapadając się w dołach, skrytych pod śniegiem, szybko posuwali się naprzód, tam, gdzie płaszczyzna odrazu obrywała się na tle nieba i szarych obłoków. Zobaczyłem dalej, jak zaczęliśmy zjeżdżać z gór i założyliśmy obóz w małym gaiku modrzewiowym w pobliżu niezamarzniętego strumyka, na którego brzegach na śniegu spostrzegłem krwawe plamy rdzawej, błotnistej wody.
Gdym się obudził — wszystko było po staremu. Wiatr i zamieć szalały; góry okryły się śnieżną płachtą; mróz stawał się ostrzejszy.
— Nie poprowadzę! — zawołał z rozpaczą w głosie Sojot, gdy kazałem wsiadać na koń i ruszać.
Krzyknąłem na niego, więc poprowadził, lecz po kilku nieudanych próbach odnalezienia pod śniegiem właściwej ścieżki znowu odmówił mi posłuszeństwa.
Naraz błysnęła mi szalona myśl.
— Słuchaj! — powiedziałem do Sojota. — Dziś w nocy bogowie nawiedzili mię i pokazali mi ślady naszej dzisiejszej drogi. Tak z nami będzie!
Opowiedziałem mu cały swój sen. Gdym powiedział o niezamarzniętym strumieniu i rdzawej wodzie, Sojot padł mi do nóg i z przerażeniem pytał:
— Czy naczelnik już przechodził „13 obo”?