Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zdając sobie sprawy, książę podniósł ją i ze zdumieniem przeczytał adres: „Senorita Gwandolina, Hotel Bourges, Paris.”
Pobiegł ku wejściu, aby dogonić tancerkę, lecz dzwonek wzywał już na salę, a stojący przy bocznych drzwiach opasły drab opryskliwym głosem odmówił księciu wpuszczenia za kulisy.
— Niech w takim razie pan doręczy ten list pannie... — zaczął książę, lecz, spojrzawszy w bezczelne oczy odźwiernego, zawrócił się i poszedł do teatru.
— Sam oddam — pomyślał — bo ten fagas nie doręczy listu, a może w nim jest coś ważnego...
Siedząc na swem miejscu spokojnie wyczekiwał występu Gwandoliny.
Nareszcie zagrały fanfary, w budkach nad orkiestrą zapaliły się nowe lampy, rzucając snopy światła na scenę, wśród publiczności zapanowała nagle skupiona cisza.
Zaczęło się przedstawienie, stanowiące atrakcję kabaretu.
Przy dźwiękach fanfar i orkiestry, grającej uwerturę z „Carmen” na widownię weszli heroldowie, a za nimi cała barwna czereda banderillerów, pikadorów, punctillerów, uczestniczących w „corridas” — walce byków. Wszystko to ustawiło się, tworząc jaskrawy, dekoracyjny tłum. Zagrały nowe trąby i na scenę wszedł olbrzymi w purpurowym, haftowanym złotem, obcisłym stroju, „torero”. Szedł tanecznym, lekkim krokiem, niosąc nad głową biały obłok z jedwabiu, gazy i lekkiej mantylli.
Gdy doszedł do środka sceny, krzyknął: „Ole!” i cisnął przed sobą, wprost na widzów, śnieżną powiewną zjawę.
Już w powietrzu opadły jedwabie, koronki, wstążki i z nich wyłoniła się Gwandolina, ze złotym grzebieniem w kruczych włosach, nad któremi połyskiwał, jak korona; z białą, przezroczystą mantyllą, stanowiącą ramę dla pięknej, młodej twarzy o płomiennych, dużych oczach.
Gdy dotknęła desek sceny, zamarła, jak figurka z saskiej porcelany, stojąc na końcach białych trzewiczków, odcinających się od foremnych, różowych, obnażonych nóg. Po chwili uczyniła szalony