Strona:F. Antoni Ossendowski - Na skrzyżowaniu dróg.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kazywały w zimnym uśmiechu duże, żółte zęby i trochę się denerwowały, szepcąc do swych kawalerów:
— Is it very shoking this spanish dancer?
Mężczyźni wzruszali ramionami i odpowiadali nieruchomemi ustami:
— I was told-it is!
Hiszpanie, Włosi, Grecy, Niemcy zapełniali salę, rozmawiając w mowie ojców lub kalecząc język francuski, gestykulując, śmiejąc się, pykając fajkami, żartując z pannami, odbierającemi bilety i sprzedającemi cukierki, nuty modnych piosenek, fantazyjne, pokraczne lalki, papierosy, wydęte gazem balony.
Widząc i rozumiejąc, że tłum robi wielki wysiłek, aby się bawić, „jak dzieci”, książę Alfred skrzywił z niesmakiem usta i zaczął czytać reklamy na kurtynie.
— Nie jest pan rycerski dla pięknej kobiety! — usłyszał nagle głos za sobą.
Obejrzał się. Rozparta w fotelu siedziała tam półnaga dama nie pierwszej już młodości i wyzywająco, bezczelnie zaglądała mu w oczy.
— Przepraszam panią, — rzekł suchym tonem — lecz nie wiem, com pani zawinił?
— Ani razu pan na mnie nie spojrzał, a ja tymczasem od pięciu minut hypnotyzuję pana — odparła dama, odświeżając nową warstwą pomadki połyskujące tłuszczem usta, czerwowe jak zabarwiony werniksem krem. — A tymczasem moglibyśmy wesoło spędzić wieczór... razem.
Był to utarty frazes zaczepny, zastosowany do wymagań „cywilizowanego” wieku, „ersatz” dawnych — brutalnych, lecz szczerych „flirtów” ulicznych.
— Dziękuję pani — odparł książę Alfred — skorzystam z tej okazji chętnie, jeżeli pani mi zagwarantuje, że powie mi coś oryginalnego, zajmującego.
— Pójdziemy razem na kolację, znam uroczy zakątek... dobrze karmią, a później powiem panu coś... bardzo miłego! — szepnęła dama, przewracając oczy, otoczone szczotką pokrytych czarnym tłuszczem rzęs.