Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mnienia o czasach, gdy „chadzali w opryszkach“ z własnej woli lub z pańskiego rozkazu, gdy pan z sąsiadami krwawe załatwiał porachunki? A może Łemkowie spod Dukli i spod Magóry Żmigrodzkiej są bardziej od innych pomieszani z Polakami, lub nawet są wprost wynarodowionymi Polakami? Badania etnografów dowiodły, że wyraźne w Karpatach Polskich ślady rumuńsko-bałkańskich elementów w kulturze ludowej, właśnie najsłabiej się odbiły na Łemkach rejonu dukielskiego (K. Dobrowolski). W każdym razie rzucają się tu w oczy odmienne typy i charaktery! Prawda, że co do charakterów, to wpływ swój wywrzeć mogło przejście od tradycyjnego życia pasterskiego do sezonowego wypasu bydła, a potem i do rolnictwa, przemysł naftowy i niegdyś ożywiona z tej dzielnicy emigracja. Łemkowie są tu bardziej emancypowani i przesiąknięci różnymi teoriami społecznymi. Nic więc dziwnego, że w tych okolicach coraz bardziej zapominają Łemkowie o starodawnych obyczajach i od cerkwi się nawet odwracają. Tu też wroga agitacja ukraińska wysila się bodaj najwięcej. Na jej hasła nie odpowiadają jednak mózgi i serca Łemków, bo mają oni swoje chłopskie marzenia i cele — ziemia, jak najwięcej ziemi, którą mogliby lemieszem ciąć i w bruzdy rzucać żyto, owies i jęczmień garścią pełną, rozmachem jak najszerszym, jak to widzieli na gruntach pańskich i na preriach amerykańskich. Nie wiedzą, że z tych gruntów pańskich pozostała już nikła zaledwie część, a te, co pozostały, stoją na wysokim poziomie, okrywają się rokrocznie łanami zboża dobrego do zasiewu pól włościańskich, a na ugorach i starych haliznach porębów — podnosi się już szczecina młodych zagajników. Nic ich to wszakże nie obchodzi — żądają dobrej ziemi, którą bez wiedzy i kapitału na jałową rychło zamienią, wyczerpawszy ją do cna! Lecz komunistom w oczy się śmieją, bo znają na pamięć ich słodkie słowa! Tylu przecież Łemków w czasie wojny dostało się do Rosji i na własnej skórze doświadczyło „sowieckiego raju“, skąd ledwie z życiem uszli ci jeńcy wojenni. Ich to na czerwony lep sam czart nie zwabi! Ale pracy żądają, ziemi i chleba, bo życie z rokiem każdym nieznośniejszym i coraz bardziej beznadziejnym się staje. W tych żądaniach swoich nie różnią się oni od mieszkańców polskich Jaślisk — starej osady, niegdyś do biskupów przemyskich należącej a rządzonej przez osobnych starostów i „panów rady“, obieranych spośród „pospolitych ludzi“. Takimi dygnitarzami byli, jak to czytamy w księgach radzieckich z roku 1591, Paweł Pichnie, Frank, Andrzej Drozd, a potem — Jakób