Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szczawy jodowo-bromowo-słonej, kąpiele mineralne i borowinowe, śliczne położenie, nietrudne przechadzki po malowniczych górkach okolicznych czynią z Iwonicza-zdroju jedną z najchętniej uczęszczanych miejscowości leczniczych, znanych już w Polsce i na Węgrzech trzysta lat temu z powodu rzadko spotykanego źródełka „Bełkotki“. Na peryferii zdrojowiska bije ono z ziemi, burzy się i bulgoce; na powierzchni wody pękają z hałasem duże bąble gazu ziemnego, gdyż cała miejscowość wokół obfituje w pokłady naftonośne. Gaz ten łatwo się zapala od zapałki. Temu to dziwnemu źródełku poświęcił kilka strof Wincenty Pol w swej „Pieśni o ziemi naszej“:

— W cieniu tych lasów, coś tam szemrząc słodko,
Dziś, jak przed wieki, witasz nas, Bełkotko!
Czysty się płomień z twych nurtów dobywa,
Co, jak natchnienie, przez duszę przepływa!
A czcią przejęci nad źródłami twymi,
Wielbimy Boga w cudach naszej ziemi!

Wiersz ten wyryto na tablicy marmurowej nad „Bełkotką“ na wiecznych czasów pamiątkę.
Od czasu do czasu, nawet w lecie, nadleci tu krótki a gwałtowny powiew od południa, rozkołysze stare buki, graby i jawory, pochyli strzały świerków i zadzwoni szybami will i chat. To daje ludziom znać o sobie uśpiony zazwyczaj w lecie „wiatr rymanowski“. Zieje nim niska Przełęcz Dukielska, gdyż przewalają się przez nią wichry z równiny węgierskiej i na jesieni, w zimie i na wiosnę wdzierają się na polską stronę, hulają tu i wściekają się, niczym zbrojne niegdyś bandy węgierskich panów i zbójników, co to przez cztery bez mała wieki ciągle zagrażali ościennej Polsce. Łamie ów wicher najmocniejsze nawet drzewa, zrywa strzechy i ramy okienne, wydmuchuje rodną glebę ze zboczy pagórków, przewraca wozy i ludzi. Podążmy ku jego kolebce. Szosa — cała w garbach, bo biegnie po miejscowości sfałdowanej, a coraz to podnoszącej się, gdyż niedaleko już stąd do głównej grani Beskidu. Z góry do wąwozu, gdzie szemrze w lecie przyczajony, na jesieni i na wiosnę — groźny i zdradliwy potok; z wąwozu na zbocze wzgórza i znowu zjazd a po nim — nowe wzniesienie, coraz bardziej strome i trudne. Na Jasiołce stary kryty most drewniany — jak gdyby tunel, pod którym pędzi warkotliwa struga rzeki. W wioskach Rogi, Wietrznie i Równe niby nagie szkielety tkwią trójki naftowe.
Dukla — małe teraz, przerażająco zażydzone miasteczko, zapewne zapomniało, czym było za polskich i królewskich czasów, gdy prze-