Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Teraz to już wszyscy są pewni, że grzybów urodzi się wielka moc! Gazda kładzie pod stół odłamek lemiesza, siekierę i piłę, i, rozrzuciwszy słomę po izbie, łańcuchem związuje dwie nogi u stołu. Co to znaczy? Żelazo! Wielki, odwieczny, potężny talizman na wszelkie moce złe! Wreszcie wszyscy klękają, modlą się i siadają do wieczerzy, podzieliwszy się przedtem prosforaą — przaśnikiem cerkiewnym. Podczas jedzenia ten i ów z rodziny podchodzi do pieca, rzuca na węgle kadzidło cerkiewne i dmucha, by zabezpieczyć się przed bólem zębów i pękaniem warg na mroźnym wietrze. Bulgocze gorzałka, nalewana do kubków lub szklanek, głośno cmokają i sapią zgłodzeni ludziska, a o wszystkim ciągle pamiętają. Gdy się je kapustę, gazdynia wybiega na dwór i pyta się, czy smakuje kapusta. „Nie!“ — odpowiada jej całe towarzystwo. „Kwaśna jest twoja kapusta“. Gazdynia cieszy się i mówi: „Oby tak liszkom kapuścianym była ona niedobra!“ Istnieje ceremoniał przy podawaniu ziemniaków, bobów, kutii i kisielu. Po wieczerzy przychodzi pastuch i wszystkie łyżki związuje słomą, co jest najlepszym zabiegiem, by bydło z pastwiska nie odchodziło daleko, łyżki potem wtykają w snop, żeby czeladzi krzyże nie bolały. Cała rodzina wciąż nasłuchuje, czy często szczekają psy. Jeżeli gęsto „brosze“, wtedy karnawał będzie wesoły i huczny. Światła tej nocy