Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obrzęd święcenia ziół i owoców

Z Żabia trudno wyjechać, z każdym dniem bowiem pociąga ono ku sobie coraz bardziej. — Co to? Słychać muzykę i śpiewy, częstotliwy tupot koni, wesołe okrzyki. Rzępolą piskliwie skrzypce, brzęczą i huczą cymbały, czasem po dawnemu rozlegnie się chrapliwy głos trembity... To wesele huculskie powraca z cerkwi! Przed orszakiem młodych idzie „bereza“ z drzewkiem, przystrojonem barwinkiem, pękami owsa i koralowemi kiściami kaliny, za młodą parą — długi orszak: ojciec i matka weselni, drużbowie, goście i tłum gapiów.
Z „trijcią“ przy święceniu
Na pierwszym koniu jedzie „kniahinia“ — panna młoda — już teraz po ślubie — „mołodycia“, przystrojona pysznie, bo aż w dwie koszule, długą jubkę granatową z galonami na podole, w nowy haftowany keptar, biały płaszcz-„guglę“ z kapturem i narzuconą na nią czerwoną chustą, pod którą dzwonią kolje z krzyżyków mosiężnych i paciorków; na głowie wieniec z kwiatów, a na czerwonej chuście bieleje zawój, peremitka, oznaka mężatki. Wysokie buty, — dar „kniezia“, zdobią małe stopy góralki. Jedzie milcząca i jakgdyby zasmucona, dotykając talizmanu — kołacza z sera — i myśląc o tem, czy udało jej się przed ołtarzem nadepnąć nogę przyszłemu mężowi, bo przecież od tego zależeć będzie jej władza w domu. Myśli też o tem wszystkiem, co zaszło od chwili, gdy wypatrzonemu przez siebie