chociaż nieraz nie mogły się ostać przed przebiegłością i przemocą watażków zuchwałych, padały, szły z dymem i obracały się w perzynę. Tu na trakcie Krattera dawne dzieje zbójeckie inny mają posmak i inne budzą odruchy. Ani przed skałą Dobosza, ani na górze nad Kosowem, ani koło Kosmacza, Żabia, lub Peczeniżyna, gdzie życie swoje narażał sławny ataman — Dobosz i życia ludzkie gasił, jak świeczki, Huculi nie czynią znaku krzyża świętego i za dusze zamordowanych modłów nie zanoszą. W wyobraźni ich wyrasta, jak żywy, śmiały watah, kraśny Ołeksa, odważnie napadający oko w oko, pierś do piersi. Wrzała tam bitwa i mocniejszy obalał słabszego. Dumne prawo natury, okrutne, lecz sprawiedliwe w pojęciu zbójnickiem. W Kalinnikach działo się inaczej. Był tam podstęp, zasadzka, tchórzliwe czyhanie... Obce to jest i wstrętne dla Hucuła. Bojownik przyrodzony, pogardza on morderstwem bez uczciwej bitwy. Dlatego tu żegna się pobożnie i wzdycha...
Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/48
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.