Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwinnego, ostrożnego konika huculskiego lub dla pieszego turysty. Są to ścieżki znakowane, „obłazy“, zacienione okapami skał, duchty, przez drwali wyrąbane, płaje pasterskie, „trapasze“ owcze i „polowaczki“ — przesmyki myśliwskie.
Na północy Gorgan znaczne obszary należą do właścicieli prywatnych z grecko-katolicką metropolją na czele i do przedsiębiorców leśnych i oni to przecięli drogi przez knieje a zbocza gór zeszpecili żałosnemi łysinami „wagaszów“ — starych zrębów, gdzie tkwią szare, martwe pnie i butwieje ruda leżanina. Na to pobojowisko z rozpaczą spogląda smutna „syhła“ — cienki, wysoki świerk — niedobitek z wieńcem gałęzi u szczytu strzały. Watah połoninny i najprostszy nawet „skotar“ — pastuch, czarny od słońca, wiatrów i dymu, wrogie ciskają spojrzenia na przedsiębiorców leśnych, bo zdaje im się, iż rychło przyjdzie czas, gdy na wszystkich „sutuhach“ gór rodzimych padną na ziemię bory świerkowe o pniach gładkich i dziwnie srebrzystych. Ale ludzie połoninni, pasterze odwieczni, nie wiedzą tego, że leśnicy śledzą bacznie, aby siekiery nie trzebiły puszczy, i żądają, aby na nagie zręby rzucano nowy siew świerkowy.


Na stanowisku