Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wartkim Białym Czeremoszem pomknąć na północ, pojednać się ze swym Czarnym bratem, zbiegającym ze zboczy Palenicy, i, niby fosą odgrodziwszy ten szmat prastarej ziemi polskiej od sąsiada, wylać się z hukiem i pluskiem do Prutu, a z nim razem — do Dunaju i do morza Czarnego. Od tej rozsłonecznionej krainy rozpostarły się niby pióra olbrzymiego wachlarza grzbiety Czywczyńskie i Hryniawskie o setkach nazw i szczytów, aż jeden z nich, co nosi miano Stoha, stanął na rozstaju trzech naraz granic — polskiej, czesko-słowackiej i rumuńskiej — wielki znak rubieżny, u którego stóp rodzi się potok Szybeny — ten sam, co to niegdyś pozrywał warstwice skalne z gór nadbrzeżnych i jezioro głębokie utworzył.
Ale dalej i dalej ku północy odchodzą góry, gońców posyłając na zachód i wschód, aż spiętrzy się potężna ściana Czarnohory i łagodniejsze wężyć się poczną od niej uskoki Beskidu Huculskiego, a za przełęczą Tatarską — rozbiegną się Gorgany surowe, poczem cały ten kraj obniży się znacznie, przystroi się zielenią buków