Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/408

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
338
GASNĄCE OGNIE

W tej chwili cicho uchyliły się drzwi i wszedł Natan.
Nikły, przygarbiony, o twarzy ogorzałej, o rzadkich, szarych włosach powichrzonych.
Witał ją radosnym, cichym okrzykiem i modlił się do niej wzrokiem, pełnym zachwytu i miłości.
Drgnęła nagle. Zimna struga przebiegła po grzbiecie i wdarła się do serca jej.
Westchnęła, przycisnąwszy rękę do piersi i czując, jak krew cała nabiegała do skroni.
Po chwili zapłakała gorzko, bez dźwięku.
Zdumiony i strwożony Natan obejmował ją i twardą, szorstką ręką gładził po ramieniu.
— Co ci jest, najdroższa moja, umiłowana Rachelo? — pytał, zaglądając w jej oczy łzawe i smutne.
Opanowała się wkrótce, uspokoiła męża, podała mu posiłek i, zabrawszy dzieci, poszła do winnicy.
Pracowała zawzięcie, o niczem nie myśląc, lecz czując, że coś groźnego zaczaiło się i czyha w pobliżu, może wśród tychże krzaków winnych, może w zaroślach bambusowych, osłaniających grona przed wiatrem zimnym?
Jednocześnie, chwilami odczuwała jakgdyby radość nieznaną, radość, która należała tylko do niej, — jedynej, wybranej.
Gdy znużona wyprostowała się, oparłszy się o motykę, dla spoczynku, zapomniała nagle o wszystkiem. Odleciała świadomość tego, że oto stoi na ziemi, gdzie Izraelici przelewali krew wojowników Chanaańskich, gdzie sądziła i prorokowała wieszcza Debora; porzuciła ją myśl o tem, że i ona sama musi pozostać tu do ostatniego dnia życia swego.
Ujrzała siebie w dawnem środowisku, w wielkiem mieście z jego błyskotliwym i zgiełkliwym pędem, który dawał wypoczynek po kłopotach dziennych i pracy, a z taką łatwością rozpraszał nudę i obojętność. Czuła się w swoim żywiole, gdy przebiegała oświetlone ulice, pełne gwaru, zatłoczone przechodniami, przepojone światłem latarń i zapachem benzyny, zwichrzone okrzykami sprzedawców dzienników, rykiem samochodów i dzwonkami tramwaju.
W tym tłumie i ciżbie czuła się wszystkiem i niczem, królową i pyłkiem drobnym.