Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
271
CAMPO SANTO“ SZYITÓW

Może znalazłby się amator do dyskonta tego nieco przedawnionego wekselku?
Jakiś wyrostek udawał ślepca i skamłał o jałmużnę, zawodząc żałośnie.
Opuściłem na ziemię skromną „anna“, a „niewidomy żebrak“, niby drapieżny krogulec, rzucił się na nią, porwał i wpakował sobie pod język. Jak wiadomo, jest to najpewniejszy „safe“...
Wreszcie, posiliwszy się przywiezionemi ze sobą zapasami i zaspokoiwszy pragnienie melonem i soczystym arbuzem, ruszyliśmy w powrotną drogę.
W pobliżu Babilonu spostrzegliśmy teraz głębokie, na kilka kilometrów ciągnące się transze, zardzewiałe i poniszczone zagrody z drutu kolczastego, parę kurhanów mogilnych... a dalej, gdy już minęliśmy sąsiadujące z Babilonem wioski, w jakiejś wyrwie z białego, lotnego piasku wyjrzała pustemi oczodołami biała czaszka ludzka...
Szofer opowiedział nam, że tu przez długi czas rozgrywała się niezdecydowana bitwa anglo-arabskich wojsk z turecko-niemiecką dywizją, broniącą Bagdadu.
Ślady wielkiej wojny... tu, w pustyni, w obliczu wspaniałego i tragicznego grobowca!
Czy w momencie tej orgji huku, ognia i krwi na starych murach pałacu Balszarusura nie zapłonęły po raz drugi (ale czy ostatni?) złowrogie słowa:
„Mane, Tekel, Fares?“
Jakby jednak należało odczytać je teraz?
Niech pomyślą nad tem „mędrcy“ Berlina, Londynu, Paryża, Washingtonu, bo gra warta jest świecy!
Przyjechaliśmy... zziębnięci do Bagdadu.
W połowie drogi zerwał się silny, chłodny wiatr. Słońce z trudem przebijało się przez chmury białego piasku, a w jednem miejscu ponury półmrok zgęścił się jeszcze bardziej z powodu lecącej chmary szarańczy. Spotkaliśmy ją o 10 kilom. dalej, gdy się już opueszczała i usadawiała na plantacjach wina. Straszna to plaga! Miljony trzepocących w powietrzu szklistych skrzydeł, niby przez mgłę pozwalały widzieć mieszkańców, płachtami i zapalonemi, dymiącemi żagwiami usiłujących odstraszyć i odpędzić napastników.