Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
264
GASNĄCE OGNIE

Z okrzykami, brzękiem tympanów i śpiewkami sprośnemi wbiegły nagie kapłanki „wielkiej matki,“ kochanki Tammuza.
Zaczęły tańczyć w obłędnych skokach i w rozpustnych przegięciach i skrętach, lecz na dany przez „patessiego“ znak rzuciły się do ucztujących i padły na ich posłania, zdyszane, szepcąc słowa namiętne, obejmując ramionami i wpijając się ustami w wargi mężów i młodzieńców.
Do wielkorządcy zbliżyła się główna kapłanka Isztary. Ona to w święto wiosny, po wylewie Tygrysu i Eufratesu, publicznie na oczach stotysięcznego tłumu wchodziła na szczyt bramy swej bogini i oddawała się wyuzdanemu szałowi miłosnemu w objęciach obranego przez naród najpiękniejszego młodzieńca.
Podszedłszy do łoża Belszarusura, szepnęła:
— Wyjdźmy do ogrodu, królewiczu...
Belszarusur z trudem uniósł się z łoża i skierował się ku wyjściu, trzymając nad głową złotą paterę z wonnem winem cypryjskiem.
Nagle drgnął, a czara z brzękiem potoczyła się po kamiennej posadzce.
Rozległ się krzyk gości i wnet zapadło głuche milczenie.
Na ścianie tuż przed królewiczem raptownie poruszyła się z miejsca głowa byka, wyrzeźbionego w kamieniu, i upadła, rozpryskując się na drobne kawałki.
Z otworu w murze zjawiła się długa, blada dłoń, trzymająca cienką laskę.
Powolnym ruchem ślizgała się ona po niebieskiej emalji, jak gdyby kreśląc jakieś znaki.
Nikt nie spostrzegł, kiedy cofnęła się straszna ręka, bo spojrzenia wszystkich zostały przykute do ściany, na której dymić się zaczęły, a później płonąć zielonym ogniem trzy niezrozumiałe, tajemnicze słowa:
— Mane — Tekel — Fares...
Po chwili Balszarusur w lęku obłędnym wybiegał już z sali, a za nim z wyciem, szlochem i krzykiem przeraźliwym pędził cały tłum gości, nagich kapłanek Isztary, dostojników w bogatych szatach, wyższych dowódców wojennych,