500 obrotów na minutę, to wytrzymać jako-tako można. Co do mnie, to pisałem tu nawet sporo, czego dowodem są moje „Listy z włóczęgi“, drukowane w „Kurjerze Warszawskim“. Prawda, że pot strugami spływał mi na papier, lecz wysychał w okamgnieniu, również jak i atrament w kałamarzu, a i w „Waterman’s pen’ie“ też, co uważałem za okoliczność mniej dogodną.
Kuchnia doskonała; służba, poza chorobliwą manją „bakszyszu“, wcale porządna i uczciwa. Gdyby nie clerk Jakób, wciąż czyhający na mnie z Einsteinem, czułbym się tu wcale all right.
Mieszkam w starej dzielnicy Karchiaka, gdzie ze starego Bagdadu nic, oprócz zmurszałych trzonów palm, no, i skrawku ruin nie pozostało. Jedni powiadają, że są to mury dawnej twierdzy, drudzy, że to wał, broniący miasta od zachodu i północy, inni, że to dawne więzienie tureckie, ale najpewniej są to resztki ubogich, z gliny ubitej wzniesionych domków dawnej ludności, która, albo wyemigrowała na drugi brzeg rzeki do dzielnicy Szat, albo wogóle wyniosła się na cztery wiatry, jaknajdalej od wszystkiego tego, co się rozpanoszyło obecnie w stolicy kalifów.
Stara dzielnica ogarnia małą przestrzeń, ale zato mam tu dwie ogromne arabskie kawiarnie, zbudowane na pomostach, wiszących nad mętnym Tygrysem, z obydwóch stron pływającego „mostu Maude“, rynek spożywczy; plac, gdzie można wymacać tysiąc baranów i owiec o wypchanych tłuszczem ogonach nim się kupi jedną sztukę, być oplutym przez setki zrozpaczonych, chudych wielbłądów, ogłuszonym przez niesforny i niezgrany chór przekupniów, dostać mdłości od zapachu i widoku ociekającego krwią mięsiwa, nacieszyć wzrok całą gamą barwnych jarzyn i owoców przeznakomitych i tanich; można stać bezkarnie przed spiżowym posągiem sira Fryderyka Stanleya Maude, siedzącego na pięknym koniu w postawie arcy-konwencjonalnej and very — very all right; przyglądać się strzelcom angielskim w szerokich sombreros z piórkami, tkwiących przed rezydencją Wysokiego Komisarza, którego pałac tonie w pięknym parku; można znaleźć w mojej dzielnicy parę meczecików, żal się Boże, zupełnie nędznych; kawiarnie i jadłodajnie, w których setki
Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/280
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
224
GASNĄCE OGNIE