szeć nie chce o „1001 dniu“ i, że wogóle cała książka jest śmiertelnie nudna.
Krytycy szukali w bajkach Szecherezady wpływów Indji, Egiptu, Chin, ba, nawet żydowskich pierwiastków, i taki, naprzykład Chauvin twierdził, że ostatecznym redaktorem tego tajemniczego, zgrozą śmierci natchnionego, a mimo to pogodnego utworu niewieściego był Majmonides, Żyd, autor książki „Przysięga“, wydanej w Konstantynopolu w r. 1518.
Ale tak mówią krytycy, którzy po to pochłaniają tlen naszej atmosfery, aby usprawiedliwić swoje istnienie wynajdywaniem w utworach literackich rzeczy nieprawdopodobnych, nigdy w głowach autorów nie powstających.
Niech będzie wdzięczna Allahowi sprytna i natchniona Szecherezada, że o jej tworze nie pisali wielcy polscy krytycy — panowie Skiwski, Grzybowski, Czekalski i Brończyk. Pierwszy napisałby, że wątpi wogóle, aby starożytni Arabowie i Persowie mogli odczuwać radość i cierpienie; drugi zarzuciłby babinie błędy geograficzne; trzeci mamrotałby cieniutkim głosikiem o tem, że lepiejby zrobiła, napisawszy Bajki Andersena; czwarty zaś prosto z mostu lunąłby potokiem oskarżeń, że to nie proletarjuszka, ino jakaś tam królowa rozpisuje się o życiu ludzkiem, którego poznać nie mogła, zwyczajnie jak królowa, co to ma koronę na głowie, a w ręku berło i jabłko, co uniemożliwia jej pisanie.
Wobec tego, nic nie chcę wiedzieć o tem, co mówili o Szecherezadzie pp. Hammer, de Sassi, Laine, Chr. Torrens, B. Spiegelberg, M. Henning i inni, bo w Bagdadzie w cieniu palm daktylowych, w wąskich uliczkach, ściśniętych czerwonemi murami z ubitej gliny, widziałem baśniarkę perską z oczami, pełnemi lęku o życie, a zarazem zjadliwej ironji; tam też spotykałem w przelocie neurastenicznego bladego króla Szechrjara i, nie wiem dlaczego, zawsze z monoklem w prawem oku; mignął mi również cień szlachetnego i wspaniałego Harunia al Raszida, kalifa Bagdadu, poznałem go po czarnej brodzie jedwabistej i dobrotliwie pogardliwym uśmiechu na dostojnej twarzy.
Dla ścisłości dodać muszę, że spotkałem te osobistości, bądź co bądź niepospolite, zaraz pierwszego dnia i to wy-
Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/277
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
221
GRÓD KALIFÓW