Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
219
PUSTYNIA

Przeprawiamy się przez nią promem, zwykłym promem, jakim posługiwał się z pewnością wspaniały Kserkses podczas swej wyprawy na zachód.
Za Eufratesem, w Międzyrzeczu, ogarnia nas znowu pustynia ze słupami piasku, mirażami, skwarem i kurzem nie do zniesienia.
Napotykamy tu zaledwie jedną drobną osadę, otoczoną działkami roli. Dalej widzę ogromne jezioro z wilgotnemi pastwiskami dokoła, gdzie, zamiast bydła, baraszkują bekasy i stepowe kuliki o długich, zakrzywionych dziobach.
Jednak zewsząd ciągną w jednym kierunku nieskończone łańcuchy ładowanych wielbłądów.
Około godziny 1-ej wyłoniła się olbrzymia oaza, a z pod piasku i kurzu wychynęła nagle szosa asfaltowa.
Na lewo od niej, na pagórku — jakieś wspaniałe i starożytne ruiny, z pewnością, pamiętające czasy potężnych królów Babilonu, most żelazny przez dopływ Tygrysu, komora celna i stacja kolejowa. Autobus staje.
Jesteśmy w Bagdadzie!
Na wstępie miła niespodzianka! W sali komory celnej wisi kilka plakatów Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu!
I to w Bagdadzie?! W Rzymie, podobno, trudno było znaleźć te plakaty, a tu, proszę! w Bagdadzie i to nie jeden, lecz trzy lub cztery!
To rozumiem!
Później dowiedziałem się, że zawdzięczamy tę przyjemną reklamę naszemu agentowi handlowemu w Tel-Awiwie, d-rowi Hausnerowi, posiadającemu korespondenta w stolicy Iraku.
Jest nim kupiec syryjski p. Mikołaj Khayat.
Bagdad spotkał mnie echem z Polski.
Było to nad wyraz miłe pozdrowienie!