Jednak katastrofa została wstrzymana.
Nastąpiło otrzeźwienie i zrozumienie tego, że Tel-Awiw — to nie jakieś nowe, błyskawicznie powstające miasto na „Dalekim Zachodzie amerykańskim“, że warunki bytu, charakter działalności i celów życiowych powinny być inne. Elementy spekulatywne, skłonne do ażiotażu i paniki, nie mogły się z tem pogodzić i odpłynęły, uzdrawiając organizm społeczeństwa. „Hieny żerujące“, wprowadzające niezdrowe systemy handlu i wstrętnej spekulacji, opuściły na zawsze nieodpowiedni dla nich teren.[1]
Ustała wściekła konkurencja kupców. Handel przystosował się do realnych potrzeb rynku, reemigracja ustała, myśl praktyczna szuka dla siebie pola dla pewnej, nie ryzykownej pracy, licząc się starannie z konjunkturą ekonomiczną w kraju.
Nie szerokie są te horyzonty tymczasem!
Nie mogą się z nimi pogodzić ci, którzy nawykli już do zgiełku giełd europejskich, do wiru przemysłowych i handlowych dzielnic wielkich miast zatłoczonych miljonami mieszkańców Londynu, Berlina, Nowego Jorku, Paryża, Warszawy i Odesy.
Ciasno im w tem małem miasteczku na skraju doliny Saronu, nudno i beznadziejnie. Czyż poto zdobyli oni tę niezrównaną sztukę wywalczania sobie bytu, bogactwa i niezależności w najbardziej wrogich nawet społeczeństwach, aby gnuśnieć, marnieć i wzdychać do bujnego porywczego, pełnego pomysłów i walki życia?
Jeden po drugim najbardziej przedsiębiorczy ludzie przenoszą się do Haify, na tę „czołówkę“ ekspansji palestyńskiej, nie tak bardzo surowo, jak Tel-Awiw, kontrolowanej przez centralę sjonistyczną; próbują tam szczęścia, a później pakują manatki i przez Bejrut lub Aleksandrettę odpływają do krajów, gdzie, jak zwykle mówią, Żydzi stale cierpią od „uciemiężenia.“
Ci, którzy kochają Palestynę uczuciem synowskiem, sentymentem tradycyjnym i gorącym, cieszą się, że atmosfera się oczyściła i że praca wchodzi na tory właściwe.
Mają oni nawet nadzieję, że spekulanci i „hieny“ powrócą do opamiętania, że się dokona proroctwo Jezajaszowe: „Sło-
- ↑ Ibid.