Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
9
KU SŁOŃCU

Wiezie mnie dwie minuty zaledwie i staje przed hotelem „Regal“.
— Doskonały hotel! oświadcza woźnica po rosyjsku i żąda 40 lei, coś koło 2½ złotego.
Płacę i wchodzę do małego holu.
Skromny, lecz bardzo czysty pokój, uprzejma i życzliwa służba.
Portjer Żyd lub Ormianin?
Okazał się Żydem, który zbiegł do Rumunji z wojska rosyjskiego. Dezerter z Kiszyniowa.
Mówi po rosyjsku i po rumuńsku.
Przebieram się i wychodzę na miasto. Muszę dowiedzieć się o okręt i zjeść obiad.
W duchu obiecuję sobie przeróżne „frutti di mare“.
Konstanca — miasto nieduże, lecz z trudem odnajduję biuro linji Fabre.
Wszyscy urzędnicy wyszli na obiad. Dwuch rumunów, ani słowa nie mówiących w żadnym innym, prócz ojczystego, języku, nie mogło mi udzielić informacji.
Nie dowiedziałem się więc ani kiedy przybywa z Konstantynopola parowiec francuski „Azja“ i ani też kiedy wypływa on do Jaffy.
Poszedłem do restauracji na obiad.
Na nic marzenia o „frutti di mare“! Żadnej ryby i wogóle żadnych „frutti“, a nawet zielonej sałaty nie dostałem. Musiałem zadowolić się jakimś kotletem baranim i filiżanką marnego buljonu z czystego „maggi“ na wodzie.
Po kawie, tym razem dobrej, ruszyłem znowu do Fabre’a.
Jest jakiś urzędnik, lecz nic o „Azji“ nie wie, o statku może mnie poinformować dyrektor biura. Chwilowo znajduje się w porcie, ot tam, gdzie dymi ten wielki parowiec o dwuch kominach!
Biorę dorożkę i jadę do portu. Pan dyrektor nic jeszcze o „Azji“ nie słyszał. Kapitan statku nie depeszował dotąd. Może wieczorem, o 8-ej nadejdzie wiadomość.
Wyruszam na zwiedzanie miasta.
Mała to, dość malownicza mieścina. Na głównym placu gmach teatru, dokoła obsiadły go kawiarnie i kawiarenki. Wprost na jezdni gra orkiestra wojskowa. Zewsząd ściągają