Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
7
KU SŁOŃCU

Po chwili sunie powoli przez drewniany, ostrzegawczo skrzypiący i wzdrygający się most.
Jest to czasowy most.
Stały, żelazny, świeżo wybudowany przez inżynierów rumuńskich runął na szczęście zanim przeszedł pierwszy pociąg.
Jakiś pasażer, stojący w korytarzu, z oburzeniem opowiada o łapownikach.
Na polach uwijają się wszędzie wieśniacy w białych koszulach i portkach, w ogromnych kapeluszach słomkowych.
Przykry kontrast stanowią czarne chmary wron — nieomylna oznaka niekulturalnego kraju.
Na stacjach ciągną się długie szeregi cystern z naftą rumuńską.
Nafta! Straszne to słowo!
Znam ośrodki nafty na Kaukazie, w Pittsburgu, Ohio... spekulacja, podstęp, drapieżność, miljonowe fortuny i nędza, niczem nie przykryta.
Trudno uwierzyć, że gdzieś tu blisko, za temi zielonemi łanami i łąkami, gdzie się pasą rogate woły, zaczaiło się zgiełkliwe laboratorjum pożądań i zbrodniczych instynktów, żerujących na „limfie“ ziemi, jaką jest nafta.
Patrząc na jej bijące fontanny, zawsze miałem wrażenie, że z przeciętego wrzodu tryska cuchnąca ropa.
Wiem, też, jak obficie i szybko wsiąka do jej potoku inna, — ta, która się sączy z ukrytych, nikomu nieznanych zakamarków duszy ludzkiej; śpią w nich do czasu złoża podłości wszelakiej, zbrodni najstraszniejszej, nikczemności niebywałej.
Wszystko to wyrywa się nazewnątrz, tryska ohydną strugą w imię złota, zaczajonego w czarnych potokach cieczy, tchnącej fetorem wnętrza ziemi, jej naczyń limfatycznych, jej kanałów odchodowych, gdzie odbywa się ostateczny proces trawienia resztek niegdyś żyjących istot — olbrzymich i drobnych, dla oka nieuchwytnych.
A jednak gdzieś blisko od kolei, przecinającej żyzny, beztroski kraj, znajduje się ten wrzód ropiący wśród pól uprawnych, wiosek białych, zacisznych gajów, przyglądających się w modrym warcie rzeki.