Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.




ROZDZIAŁ IX.
TAJEMNICE MORIAH.

Mój przyjaciel Arab był człowiekiem dowcipnym i przytem zawziętym agitatorem. Być może, reagując na moje uwagi, że nie godzi się muzułmanom piastować kluczy od Grobu Zbawiciela, przyszedł do mnie i z zagadkowym uśmiechem rzekł:
— Chciałbym zaproponować panu przechadzkę na Moriah...
Podziękowałem mu i po chwili wyszliśmy już na Via Dolorosa.
Wpobliżu Pretorji na Drogę Krzyżową zbiega wąska uliczka, pnacą się stromo ku bramie Heroda. Łuk jakiegoś gmachu zakonnego łączy obie jej strony. Na arce wycięty w kamieniu napis głosi:
Adamo Sienkiewicz Consule S. E. Ali-Bey, Judeae Praesidi gratitudo. Data — „17 września 1871 r.“
Ani mój Arab, ani też konsulat polski nie wiedzą nic o pochodzeniu tej dedykacji.
Przez boczne wejście Pretorji wchodzimy na obszerny plac, brukowany białemi płytami.
Potężna kopuła meczetu... Stare cyprysy... Wysmukła kolumnada... bliżej ponure mury Pretorji...
Ileż to razy, siedząc w swojej pracowni warszawskiej, wpatrywałem się w ilustracje, przedstawiające to wszystko, co w tej chwili ogarniał wzrok mój. Długie fjoletowe cienie kładą się na skrzące się, białe płyty; we mgle złocistej majaczy jakgdyby w omdleniu potężna budowla Omara... wszędzie jakieś ciosane kamienie, kapliczki, o wysmukłych kolumnach... basen, fontanny... jakieś resztki, odłamki czregoś, co dawno już minęło.
W Warszawie dobrze wystudjowałem Moriah, gdzie Salomon wzniósł świątynię Panu... Miałem w ręku nietylko dzieła nowych badaczy, lecz nawet tak rzadki już teraz