Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
3
KU SŁOŃCU

W toalecie niema wody. Mówię o tem konduktorowi.
— Cóż pan chce?! — odpowiada spokojnie — Jest to rumuński wagon! Wszystkie rury popsute, albo zatkane...
Mruknął coś i odszedł.
Na granicy wszczynam rozmowę z konduktorem rumuńskim znowu o wodzie.
Wzrusza ramionami i mruczy:
— W Polsce nikt nie pamięta o napełnieniu rezerwuaru!
Odchodzi dumnie wyprostowany i oburzony.
Stoimy na granicznej stacji dwie godziny.
Ruszamy w dalszą drogę. Umywalnia nieczynna.
— W Rumunji nikt nie pamięta o napełnieniu rezerwuaru... — myślę i zaczynam się myć wodą sodową.
Nabyłem dwie butelki od chłopca, sprzedającego limonjadę, karmelki i obwarzanki.
Słońce już mocno dogrzewa i nie tylko poto tkwi na niebie, aby ludzie wiedzieli, że to już dzień.
Od granicy polsko-rumuńskiej do Czerniowic spostrzegam ślady surowej zimy, która zabrnęła aż tu.
Sady owocowe zniszczone, zdziesiątkowane.
Jadąca w moim przedziale sędziwa staruszka opowiadała mi, że mrozy dochodziły do 30 stopni.
Słońca! Słońca prawdziwego, gorącego, zawsze zwycięskiego!
Zbliżamy się do Czerniowic.
Tu i ówdzie pozostały jeszcze okopy, głębokie transze, ogrodzenia z drutu kolczastego — ohydne ślady potwornych stóp wojny.
Krzyże samotne i po kilka, grupami stojące naraz, kopce porzucone, zaniedbane cmentarze wojskowe — kto ma o nich pamiętać? kto ma podnosić upadające krzyże?
Leżą tam przybysze, obcy tej ziemi, leżą ludzie, przynoszący mord i zniszczenie...
Nadpływają wspomnienia z czasów wielkiej wojny.
Byłem tu na Bukowinie niegdyś, widziałem czarne i brunatne dymy, snujące się po zielonej równinie i przysłaniające widnokrąg. Paliły się wioski, tryskały ogniem pękające pociski, na niebieskiem tle nieba niewidzialna ręka haftowała białe, puszyste kwiaty wybuchających szrapneli.