Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a wszystko wzbudzało w nim szczery, pusty śmiech. Śmiał się na widok panów, dość zuchwale obejmujących swoje towarzyszki, i pań, które ukazując foremne nogi, siedziały w niedbałych, kuszących pozach lub, stanąwszy w rogach gabinetu, wykonywały słynne „quadrille parisienne“, ów sławetny kankan. Lejtan miał wrażenie, że się kąpie w ciepłym morzu wesołości, pragnął wchłonąć jej jak najwięcej, stęskniony do przejawów młodej i bujnej radości bytowania. Śmieszyło go niewymownie, że mała kobietka — Niusia, porzuciwszy swego oficjalnego protektora, sunęła za nim, jak cień, nie odstępując go na krok i błagając o miłość. Co chwila widział tuż przed sobą jej pożądliwe oczy, usta, rozchylone lubieżnie i gotowe do szalonych pocałunków, przybladłą twarzyczkę, wzburzoną jego opornością i niecierpliwie oczekującą pieszczoty. Śmiał się więc jak szalony, gdy obejmując go obnażonymi ramionami skarżyła się na głos:
— Niusia, taka śliczna, mała Niusia błaga go o miłość, a on się jej wyślizguje jak węgorz! Ludzie, czy widzicie, co ja mam z tym chłopakiem?!
Nikt nie słyszał jej skarg, bo trzy pozostałe damy doskonale dawały sobie radę z resztą panów, tym bardziej, że nie potrzebowały zabawiać księcia i Sprogisa.
Ci dwaj siedzieli na uboczu przy małym stoliku i trącając się kieliszkami pili szampan.
Łotysz z głową pochyloną i z ponurymi błyskami w bladych oczach chłonął wino małymi, czę-