Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czcigodny Panopulos skarżył się wszystkim na swój los i dopytywał z trwogą w głosie, czy „Witeź“ uniknie spotkania z portugalskiemi krążownikami, które powinny mieć czujne oko nad wybrzeżem swojem na Atlantyku, być może, tuż za cieśniną Gibraltarską.
Olaf Nilsen, a wkrótce i inni z załogi szonera przestali rozmawiać z Grekiem i na jego pytania odpowiadali grobowem milczeniem, przerażającem tchórzliwego potomka Alkiwiadesa i Temistoklesa.
Tylko Pitt Hardful starał się go uspokoić i pocieszyć, lecz to co mówił sztorman nie przekonywało Greka.
Pitt bowiem zwykle mówił do niego:
— Czego panu brakuje, panie Panopulos? Śliczna pogoda, spokojne morze, wygodna kajuta. Nasz kucharz nakarmił pana dziś wspaniałą marsyljańską zupą z ryb, ostryg, krabów, cebuli, czosnku i czerwonego pieprzu, aż oczy panu na wierzch wyłaziły. A pan ciągle niezadowolony! Spotkamy portugalski krążownik? — Cóż w tem dziwnego? Od tego jest on krążownikiem, aby wszędzie krążył i węszył. Jeżeli zatrzyma nas i zażąda oddania naszego ładunku — oddamy i jako bezpłatne premjum dołączymy do tego... pana, panie Panopulos, bo jesteś, przecież, kargadorem — pełnomocnikiem firmy, towarzyszącym okrętowi z jej towarami. Co Portugalczycy z panem uczynią? Nie wiem, zupełnie nie wiem, bo nie jestem Portugalczykiem, panie Panopulos! Gdybym był na ich miejscu — powiesiłbym pana na pięć minut na jednej z rej, a później wyrzuciłbym za burtę. No, ale, powtarzam, że nie jestem Portugalczykiem i mam nadzieję, że do Casablanki dowieziemy pana bez szwanku. Pociesz się, panie Panopulos, korzystaj ze świeżego powietrza, zjadaj ogniste zupy naszego Tun-Lee pij dżyn i whisky kapi-