Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pany, przestał już interesować kulturalnych przedsiębiorców, a przeto był teraz krajem najzupełniej niezorganizowanym, w którym nawet dawne drogi kołowe uległy zniszczeniu, zarosły krzakami, wysokiemi kolozastemi kaktusami i ostrą, wijącą się trawą.
Wszystkie zaś ziemie wymarłego ludu należały teraz do trzech rodów, wywodzących swój rodowód od dwuch rządzących niegdyś dynastyj wodzów, i od kasty kapłanów.
Stenersen chciał poznać okolice Damary, albowiem tu właśnie, w razie powodzenia, w tych pustynnych miejscowościach można było ukryć zesłane na wyspę Harveya kobiety.
Nabywszy konie i wziąwszy przewodnika — ochotnika z Goldessy, Stenersen z towarzyszami ruszył z Schepmansdorfu na wschód, aby natychmiast wejść w głąb gór Damarskich. Wędrówka po równinie, powoli lecz ustawicznie wznoszącej się, i przechodzącej stopniowo w kamieniste wzgórza, nie była zajmująca. Pomiędzy kaktusami i krzakami o twardych, jak skóra, liściach, żyły tylko żmije. To były przeważnie „tajty”, nieruchawe, leniwe żmije około 4-ch metrów długości, z czarnemi kolcami na szarej, łuszczącej się skórze. Czasami w zaroślach dawało się słyszeć głuche, warkliwe grzechotanie, i wtedy przewodnik ze strachu przysuwał się do europejczyków i szeptał:
— „Pimchaj”, grzmiąca żmija... zaraz wyjdzie. —
Lecz żmije nie wychodziły z zarośli i kryły się w nich, przestraszone krokami i rozmową kilku ludzi.