Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szarpie jego serce. Prawie nieprzytomny zbiegł na pokład i wydał rozkaz pomocnikowi:
— Pełny bieg! Kierunek przylądek Dobrej Nadziei!
Pobiegł później do siebie, zawołał chłopca:
— Pić! — rozkazał.
I Stenersen pił bez przerwy dwa dni i dwie noce.
Oficerowie nie ośmielali się wejść do kajuty i wreszcie zwrócili się z prośbą do doktora, by spróbował skłonić kapitana do umiarkowania i ułożył go spać.
Doktór zdecydował się na ten krok niełatwo, lecz znalazłszy się w kajucie, począł mówić tak, jakby nic niezwykłego nie zaszło:
— Panie kapitanie, niechże się pan spać położy. Nie można wciąż pić, a nie spać...
Komendant powoli powiódł po kajucie mrocznym, ociężałym wzrokiem, a potem wpatrzył się w doktora.
— Sumienie mówi! — powiedział zachrypłym głosem — Spać nie mogę!
— A cóż tu sumienie? — zaczął doktór — Niech pan się kładzie spać, skoro tak trzeba, i koniec!
Stenersen porwał się na nogi z taką lekkością, jakby wogóle nie pił, i jednym skokiem stanął tuż przy doktorze, kładąc mu rękę na ramieniu.
— A-a, to tak?! — wyszeptał, a głos jego świszczał — To tak?! No, dobrze! Słuchaj-że pan! Masz pan w szpitalu umierającego palacza! Jest okropnie poparzony, i pan wie, że on umrze. Tak?