wraca, niech pani nie zostaje tam, na tem straszliwem zesłaniu! —
Stenersen wzburzony i roznamiętniony zerwał czapkę z głowy, i stał przed nią drżący, nie spuszczając z niej gorejącego wielką prośbą wzroku!
Marta milczała długo. Twarz miała zachmurzoną i ściągnięte brwi, i myślała, widocznie, z trudem i cierpieniem. Kiedy wreszcie spojrzała na kapitana, oczy jej były zamglone i smutne.
— Z radością słuchałam pana — powiedziała cichym, serdecznym głosem — to moje szczęście, że pan mnie pokochał. Ale przecież muszę zostać z niemi. Będę pana oczekiwała... za rok... a przez ten czas zrobię wszystko, natężę wszystkie siły, by pokonać niebezpieczeństwa, grożące na tem zesłaniu. —
Do kajuty wszedł szybko naczelnik warty, młodszy oficer „Oceanu” i zaraportował:
— Panie kapitanie! Podpływa ku nam angielski okręt wojenny i sygnalizuje, abyśmy zwiększyli szybkość. —
— Proszę odpowiedzieć anglikom, że płyniemy pod norweską flagą, i że okrętem naszym dowodzi Stenersen, i tylko on wydaje rozkazy! —
Marta uśmiechnęła się.
— Doskonała odpowiedź! — szepnęła. — Wierzę, że za rok spotkamy się tam! —
I ręką wskazała południe.
Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/38
Ta strona została przepisana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/9/92/F._A._Ossendowski_-_Zbuntowane_i_zwyci%C4%99%C5%BCone.djvu/page38-1024px-F._A._Ossendowski_-_Zbuntowane_i_zwyci%C4%99%C5%BCone.djvu.jpg)