Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stojące w ogniu dzielnice zostały przez saperów wysadzone w powietrze, a kiedy domy, kościoły i ogromne gmachy fabryk i warsztatów były już tylko kupami tlejących ruin, zaczęto walkę z ogniem, i obronę nieobjętych jeszcze pożarem dzielnic.
Ta uporczywa walka trwała dziesięć dni.
W Moskwie — na Worobjewych górach, a w Madrycie na Escurial’u i Sierra de Gredos, w innych miastach na okolicznych wyżynach, zbudowano naprędce ogromne zbiorniki wody i groble, i przy pomocy rur skierowano wodę na miasta, gdzie ona z dachów spływała na place i rwącemi potokami napełniła ulice.
Ostatecznie to, co ogień oszczędził, zepsuła i zniszczyła woda.
Nie przeminęły jednak jeszcze trzy miesiące od tego dnia, w którym ugaszono pożar, a już w miastach wszystko odbudowano. Wyrosły, gdyby na rozkaz siły czarnoksięskiej, wielopiętrowe domy z żelaza i betonu, powstały znowu asfaltowe jezdnie i trotuary, jasno zaświeciły słońca elektryczne, i hucząc głucho, jeździły znowu wesołe, pstre tramwaje. Ludzie — te części jedynego, ogromnego a skomplikowanego organizmu, nazwanego społeczeństwem — natychmiast rozpoczęli swą zwykła działalność, i niezwłocznie zahuczały, zagrzmiały fabryki, zadymiły statki, odwożąc i przywożąc ludzi i towary do miast, gdzie niedawno jeszcze szalał ogień.
W ministerstwach i biurach klekotały maszyny do pisania i szczękały liczniki i gałki liczydeł, szeleściał papier i niewyczerpanym potokiem rozlewał się po świecie.